czwartek, 3 lipca 2008

kochamy Sebe! :D

tak jak w tytule, a nawet bardziej. kocham tez, jak zabieraja mi aparat a potem znajduje tam rozne fajne fotosy (smieszne slowo...) wtedy "usmiecham sie do swoich mysli" oraz przychodze tutaj.

przygoda Seby w Dublinie. pamietacie iroli podazajacych za chlebem do kanady (klik)? wiec jeszcze nie wyszli. bo juz wrocili, ale jeszcze nie wyszli znow, zeby wrocic. troszke sie w tym jakby ociagaja, a tu zima za pasem. enyłej...Seba chcial sie wybrac z nimi, ledwo co mu przetlumaczyli do rozumu, ze w koncu znajdzie prace tutaj, ze chleb w kanadzie to nie jest na pewniaka, bo oni jakos sie nie moga ruszyc i ze nie warto ryzykowac. usluchal.

oni dalej czekaja, a Seba robi sobie pamiatkowe zdjecie z psem w okularach i niechetnie zostaje w Dublinie. cieszymy sie.


on tez sie wlasciwie ucieszyl, bo jednak, z kim bedzie mu lepiej, jak nie z nami? po drodze wskoczyl sobie na zlote ciele (kazdy musi przejsc ta inicjacje...klik) i juz bylismy w domu. i bynajmniej nie jest to tania reklama penisa. penisa nie trzeba reklamowac.


i ser tez fajnie prazy. poza tym, ze jest to serek topiony w plasterkach z tesco podgrzany w mikrofalowce, mozna by rzec, ze prazony syr prosto ze slowacji. pozory myla.

z njusow zrobilam dzis spagetti carbonara ver demo (carbonara z torebki, woda z kranu, sucha krakowska-resztki w ramach 50 g szynki), bylo pyszne, az strach sie bac, co bedzie jak bedzie nas stac na serek mascarpone oraz becon...i przyjechal mateusz, pseudonim artystyczny staszek. i lubi grabaza :D a grabaz lubi nas.

środa, 2 lipca 2008

ostatni BLOG w naszym miescie.


otworzylismy c@fe internet w naszym mieszkanku. bardzo tanio, siedziska z widokiem na ulice ze znakiem SLOW, CHILDREN AT PLAY, stadtez nasz intrnet szybki nie jest tylko bardziej delikatny, zeby im nie zagrazac. poza tym jesli amerykanie na pytanie "skad sie biora jajka?" odpowiadaja "z marketu", to my na pytanie "skad sie bierze internet?" odpowiadamy "z powietrza". ale nasza przygoda z internetem nie potrwa dlugo, zaledwie do jutra...

ukradli mi aparat i zrobili to.


niedziela, 29 czerwca 2008

be good or be gone.

parczyk. troszke nawet slonce zaswiecilo jakby. wnieslismy to po tym, ze mozna bylo dostrzec wlasny cien.


ryjofontanna

oraz zagadki.
1. skad sie wziely krakowskie golebie w sajnt stiwensie grinsie?
(przylecialy za chlebem)

2. co przedstawia zdjecie? (my nie mamy najmniejszego pojecia)

thanks EMILIAN.


Kasia przybrala antygwalty, wcisnela w nie jeansy rurki i juz bylysmy praktycznie gotowe na sobotni lans wieczorny. poczatkowo wyladowalismy na domowce u hiszpana, oscara. TAKIE mieszkanie, ze zal bylo wychodzic...tymbardziej, ze lazience znajdowal sie papier toaletowy, a u nas w mieszkaniu zabraklo...coz. na imprezie u hiszpana bylo wielu dziwnych ludzi, pyszne ciasto z lentilkami oraz zabawa z rondlem. polegalo to na tym, ze bierze sie rondel kuchenny. krazy on pomiedzy goscmi rozrzuconymi po mieszkaniu, przy czym kazdy dolewa do niego cos od siebie: drinka, wodke, rum, piwo, giunnesa, herbate czy cokolwiek oraz upija nieco mikstury. rewelacja.

oprocz tego, ze kobieta posiada punkt G na koncu slowa SHOPPING, to posiada go tez na TALBOT STREET w dublinie. same go znalazlysmy, same. poza tym Kasia tak swieci sama od siebie, niezle co?


pozniej zainicjowalysmy DRAGONA, pub gejfriendly. zaden czelendż wyjsc z facetem stamtad, takze juz sie w to nie bawimy. pokrecilysmy troszke biodrem z Kasia i chlopakami, porobilysmy glupie miny. slodcy sa tam nawet ci chlopcy tam, oprocz tych starych i oblesnych. i niezle sie ruszaja. aczkolwiek stwierdzilysmy jednoglosnie,ze nieco za duzo testosteronu jak na jedno miejsce i ze kobiety lagodza obyczaje.


za ostatnie zdjecie dostalam buziaka. taka jestem fajna, o.