piątek, 27 lipca 2007

europa podejscie drugie


bedzie teraz opis trasy powrotnej:
start wtorek 9 rano z zajebistym nastawieniem ze zlapieny cos juz po kampingiem

3 godziny pozniej nastewienie jest takie ze ukrywamy sie przed aneta bo obciach jakich malo, zrobilismy lacznie 18 i pol metra.

dobra, trafili sie wlosi z jakas fajna dwunastka na tylnim siedzeniu, rzucili nas 6 km, chcieli nas chyba upokorzyc.

spacer po puli, udajac ze jestesmy tu piewszy raz i swietnie sie zwiedza. rafal to kupil nawet.

jest dziadek! dziadka zlapalismy normalnie, mowi do nas po chorwacku, kaleczy angiel;ski jest super, chyba go wezmiemy do polski.

nie wezmiemy go do polski bo wyrzucil nas w polu, szczerze, szczerym.

godziny mijaja jak szalone (dokladnie dwie) : poki co ze 4 auta nas chcialy odwiesc spowrotem do puli, chyba wygladamy jakbysmy nei mieli szans.

chorwacki, obyty w swiecie, cygan. chcial nas zabic na trasie, jezdzil jak podupiony, cyganski kubica sie kurwa znalazl...

no i dobre, jest 17, jestesmy w rijece, szybciej bysmy dojechali tramwajem, ktorych tu nei uswiadczysz.

stacja benzynowa, puszczamy nowomowe i robimy dobre wrazenie, godzinke pozniej sa dwie slowenki, boja sie tak ze nawet my sie boimy o nie. na chwile sie odwrocily to sie im wpakowalismy na tylne siedzenia. chyba nas niezauwzyly bo jedziemy do ljublany.

zauwazyly nas. jednak.
wyladowalismy na stacji benzynowej i naslaly na nas Huragan Krysztof. malo co a zlapalismy bysmy na stopa katar i przelatujaca krowe.
no to fajrant bo stacja na zadupiu i czeka nas nocleg w krzaczorach. z ciemnosci wylania sie anglik z kijem pasterskim, plecakiem i Koreanka, w tej kolejnosci. 6 dzien jada do bosni wiec mamy przewage psychiczna, mozemy ich dojechac.

zaspalismy, wiadomo. piecset tirow pojechalo do kobiora, mikolowa, bierunia i innych wazych baz transportowych.
naszczescie zostalo jeszcze dwoch rumunow, krotka negocjacja i lecimy na maribor, rafalowi sie trafil niekumaty wiec spi a ja mam kuzyna Adriana Neagi (napascior Steaua`y) wiec gadka pilkarska sie klei jak marzenie.

zas stacja na zadupiu, chyba nikt nas w tym tygodniu nei wysadzi porzadnie.
ratuje nam dupe sloweniec, przewozac na druga strone mariboru. gosc ok, wyrzuil nas na porzadnej stacji, jeszcze nadlozyl kilosow. klasa swiatowa.

w fanatstycznym nastroju (rafal otworzyl konserwe, jest pysznie) lecimy do grazu z bosniakiem, wczesniej jeszcze straszac jakas babke z sosnowca, pozdro dla niej.
w tym momencie robi sie strasznie, bo ladujemy przed grazem, na mini parkingu przy autostradzie, jedno auto na dwa dni i takie tam jaja. nerwowo zaczynamy szukac przecinki przez pole do najblizszej stacji kolejowej ewentualnie prosic o azyl w austrii, status: za slabi zeby dojechac do domu.

ni z tego ni z owego robi sie ameryka, bog nam zeslal tira, krakowskiego!
w srodku mariusz i krytian, dwoch gosci z wisly, kochamy ich, mocno.
kurwa jak mocno! teraz jest juz tylko smiesznie, powoli przesuwamy miejsca gdzie mieli nas wyrzucic. tak to po przesuwalismy ze jestesmy pod bratyslawa, byla, kawka papieroski, polska prasa, gadka o dupie marynie, wyjkebalismy po razie w metalowa rurke w kabinie, przecielismy granice aus-slowacka schowani za firanka, bo wedlug mariuszka nie oplacalo sie wylazic z wozu.
do tego byly perelki tirowe, lalismy z bibrem po gaciach jak zaczeli opowiadac.
od dzisiaj boimy sie wyjsc z klatki jak na terenie powiatu bedzie jakis tir. albo chocby tirowka.

kupilismy im w prezencie 0.7, madre to bylo.
otwarli ja od razu.
pierwsze haslo jerzyka: "kierowca pierwszy"; rafal niezyje.
!!!!
zrobilismy siodemke z kierowca 40 tonowego tira, lecacego przez pol slowacji!!!!
i to wiekszosc jak jechal po tej slowacji!!!
naprawe sie boimy. dobrze ze nie kupilismy po polowce.

jestesmy w cadcy - jestesmy w busie - jestesmy km od zwardonia, tak to idzie.
24 rozumisz w nocy. polska. idziemy na skalanke.

3 w nocy - niema kurwa skalanki!?
no niema.
prawie 3 godziny szukania i znalezlismy jedynie: dom widmo, no i tyle, moze dwa domy.
w srodku pali sie swiatlo, leci telewizor ale nikt sie nei odzywa, zapewne niezyja.
to my sie rozbijamy pod ta chata, wiadomo.

co sie robi jak cie niema w polsce ponad dwa tygodnie ?
kupuje sie kilka bulek, dwa pasztety, wyborcza, zubra i jedzie sie na slowacje. predziutko sie jedzie. w namestowie bylismy zmeczeni jak zmeczone jerze.

po 3 mc zestawy: piwo plus strzalka i ciagniemy nogami po asfalcie na chate.

taki jest stan na teraz. czekamy na bartasa, dage, grzyba i kaczmara. w sensie czekamy jeszcze chwile, potem bedziemy juz nieczekac, tylko uciekac.
czesc.

Brak komentarzy: